... z:
Kolejny wspólny chleb za nami, przed nami mam nadzieję jeszcze nie jeden.
Dziękuję Wam Dziewczyny za wspólne chwile, za pozytywne emocje, za wspólny chleb, który zawsze smakuje sto razy lepiej niż taki sam, ale samotny.
Tym razem przepis na nasze spotkanie zaproponowała Renia. Propozycja wspaniała, inna być nie mogła bo chleb na zakwasie, bo przepis samego mistrza Hamelmana.
Chleb wyszedł mięciutki, z chrupiącą skórką o cudownym i delikatnym smaku. Taki jak lubię najbardziej.
Chleb wyszedł mięciutki, z chrupiącą skórką o cudownym i delikatnym smaku. Taki jak lubię najbardziej.
Reniu dziękuję, bo ten chleb miałam okazję piec po raz pierwszy, a z pewnością będę do niego wracać. To kolejny chleb, który od pierwszego razu stał się moim ulubionym :)
Przepis oryginalny mówi o użyciu miksera podczas zagniatania i wyrabiania ciasta. Z pewnością ułatwia on pracę i skraca czas, ale nie jest konieczny. Ciasto można wyrobić bez najmniejszego problemu ręcznie, trwa to z pewnością dłużej, ale jest za to dużo przyjemniejsze. Oczywiście o ile uwielbiacie kontakt z ciastem. Jeśli ktoś lubi czuć jak z każdym ruchem dłoni zmienia się jego konsystencja z bardzo luźnej na coraz bardziej zwartą, aż samo odkleja się od dłoni, jeśli dla kogoś jest to czas relaksu. Ja lubię bardzo i póki starczy mi sił w dłoniach nie dam odebrać sobie tej przyjemności :)
Inna sprawa że nie posiadam miksera który poradziłby sobie z gęstym ciastem chlebowym, ale z wyżej wymienionych powodów nie tęsknię za nim wcale :)
Inna sprawa że nie posiadam miksera który poradziłby sobie z gęstym ciastem chlebowym, ale z wyżej wymienionych powodów nie tęsknię za nim wcale :)
Proporcje na 1 średniej wielkości bochenek.
Uwaga: podstawą sukcesu jest tu dobrze pracujący zakwas.
Zaczyn:
- 65 g mąki pszennej chlebowej - u mnie typ 850
- 45 g wody - ciepłej
- 1 łyżka aktywnego zakwasu żytniego ( u mnie 100% hydracji)
Ciasto właściwe:
- cały zaczyn
- 365 g mąki pszennej chlebowej - u mnie typ 850
- 20 g mąki żytniej - u mnie razowa typ 2000
- 250 g wody - ciepłej
- 1/2 łyżki soli
Składniki zaczynu miksujemy (wymieszałam bardzo dokładnie łyżką), przykrywamy folią by zapobiec obsychaniu i pozostawiamy w temperaturze pokojowej na 12 godzin, np. całą noc.
Po upływie tego czasu do zaczynu dodajemy wszystkie składniki ciasta właściwego poza solą. Mieszamy na wolnych obrotach przez ok 1 minutę. Ja zagniatałam ciasto ręcznie do chwili aż składniki się dokładnie połączyły i otrzymałam jednolitą masę. Ciasto przykrywamy folią lub ściereczką i pozostawiamy w temperaturze pokojowej na 30-60 minut.
Po tym czasie dodajemy sól i miksujemy na wolnych obrotach przez kilka minut. Ciasto wyrabiałam ręcznie do chwili aż samo zaczęło odklejać się od dłoni i od miski, trwało to także kilka minut. Ciasto będzie dość klejące.
Wyrobione ciasto przekładamy na omączony blat. Jeśli jest zbyt lejące wgniatamy trochę mąki, choć nadal musi być dość wilgotne i klejące. Ja wgniotłam odrobinę mąki, w zasadzie tylko tyle ile miałam na omączonej delikatnie stolnicy. Moje ciasto lekko kleiło się do dłoni, ale nie oblepiało ich całkowicie.
Ciasto przekładamy do naolejonej miski, przykrywamy folią i odstawiamy do wyrastania w ciepłym miejscu na ok. 2,5 godziny. W czasie kiedy ciasto wyrasta co ok. 45 minut odgazowujemy je. Wówczas wyjmujemy ciasto z miski na omączony blat i składamy je najpierw na trzy, a potem obracamy je o 90 stopni i składamy jeszcze na pół. Każdorazowo po odgazowaniu wkładamy z powrotem do naolejonej miski
Po wyrośnięciu (ciasto powinno podwoić objętość) formujemy bochenek i umieszczamy go w bardzo dobrze omączonym koszyku do wyrastania, lub formujemy bochenek i umieszczamy go bez koszyka (bez koszyka ciasto także trzyma kształt, ale wyrasta trochę bardziej na boki niż w górę), wówczas na pergaminie aby łatwiej potem było go przenieść na kamień lub blachę.
Jeśli bochenek wyrasta w koszyku, szew (czyli właściwy spód bochenka) powinien znaleźć się na górze, jeśli wyrasta bez koszyka to szew bochenka powinien być na spodzie i powinien być dobrze sklejony.
Tak uformowany bochenek odstawiamy do ostatniego wyrastania, w czasie którego bochenek powinien w zasadzie prawie podwoić objętość.
Piekarnik nagrzewamy do 220 st. C., jeśli pieczemy z termoobiegiem to temperaturę ustawiamy odrobinę mniejszą. Ponieważ nie posiadam kamienia do pieczenia, piekarnik nagrzewałam razem z blachą z piekarnika, którą po nagrzaniu się pieca wyjęłam, wyłożyłam papierem do pieczenia i na taką gorącą przerzuciłam z koszyka wyrośnięty bochenek. Bochenek szybko nacinamy żyletką, skalpelem lub ostrym nożem i wkładamy do piekarnika. Na dnie piekarnika ustawiłam foremkę z gorącą wodą.
Chleb pieczemy przez 35-45 minut, gdyby chleb zbyt szybko się rumienił to po 20 minutach pieczenia obniżamy temperaturę, lub też możemy przykryć bochenek od góry folią aluminiową.
Chleb jest gotowy do wyjęcia gdy postukany od spodu będzie wydawał głuchy odgłos.
Upieczony bochenek studzimy na kratce.
Smacznego ;)
Upieczony bochenek studzimy na kratce.
Smacznego ;)
Chlebek z pięknym wzorem.
OdpowiedzUsuńCudny!
Dziękuję Gosiu,że znalazłaś czas na wspólne pieczenie.
Serdeczności!
Aniu za chlebek ciężko mi było się zabrać w tygodniu, bo praca i jakoś nie mogłam się zgrać w czasie. Gdy w sobotę miałam wolne i mogłam przypilnować odgazowywania to on się sam upiekł nawet nie wiem kiedy :)
UsuńDziękuję za zaproszenie i mam nadzieję że uda mi się być z Wami także następnym razem.
Jest świetny :) pieknie upieczony
OdpowiedzUsuńDziękuje za wspólną zabawę!:)
Pozdrawiam.
pieczarka mySia
Mysiu dziękuję :) Miło było znów się spotkać.
UsuńGosiu, jesteś nie do prześcignięcia z tym ślicznym nacinaniem chleba, chyba nigdy się tego nie nauczę!
OdpowiedzUsuńPięknie się upiekł, mój nie miał takich cudnych dziur!
Pozdrawiam i dziękuję za ponowne spotkanie przy chlebie.m
Bożenko nauczysz się, nauczysz :) Ja sama dopiero niedawno się przekonałam że najlepiej nacięcia wychodzą żyletką :)
UsuńDziewczyny jestescie genialne,niskie uklony za te piekne chlebki :)
OdpowiedzUsuńEwciu, a może dołączysz do nas następnym razem? :)
UsuńPiekny chlebus. Z maslem najlepszy. I znow zamarzyla mi sie kromeczka :))
OdpowiedzUsuńDziekuje za wspolne pieczenie.
Pozdrowienia.
Majka, tak zdecydowanie z masłem najlepszy. I ja dziękuję i do następnego pysznego chleba.
UsuńGosiu jak akurat za pewnym mikserem tęsknię, ale raczej nie w kwestii ciasta chlebowego ...bo to uwielbiam dotykać, wyrabiać .... miętolić ...jak by nie nazwał tej cudownej czynnosci:) ....
OdpowiedzUsuńUrocze nacięcia i fantastyczne dziury:)
Dzięuję Gosiu za wspólne pieczenie:)
I ja dziękuję Jolu :) Fajnie było spotkać się znowu.
UsuńMiętolenie ciasta jest super, rzucanie też mi się spodobało, przez pana Bertineta o mały włos nie rozwaliłam stolnicy mojej, którą dostałam w prezencie ślubnym razem z wałkiem od mojej Mamusi :))
Jolu nacięcia ostatnio żyletką robię, wychodzą lepiej niż nożem, generalnie chyba chodzi o to żeby ostrze było cienkie i ostre.
I znów zrobiłam się głodna o tej porze :) Chlebek cudeńko :)
OdpowiedzUsuńEwciu, może się skusisz? Warto upiec ten chlebek.
UsuńJakie piękne listki nacięte na skórce...:-) Cudny Ci wyszedł. Dziękuję za wspólne kolejne pieczenie i do następnego razu:-)
OdpowiedzUsuńMarzenko dziękuję :) I do następnego :)
UsuńGosiu, piekny bochenek, a te dziurki! Jak marzenie. Dziekuje za cudowna akcje, oby do nastepnej, bo nie a wiekszej radosci jak dzielenie sie przepisem na chleb w roznych zakamarkach swiata :)
OdpowiedzUsuńReniu dzielenie się przepisem, wspólne pieczenie tego samego chleba w różnych miejscach na świecie, dzielenie się doświadczeniem - to wszystko jest takie magiczne. Dziękuję za wszystko :)
UsuńPiękny! Widać, że ręczna robota!
OdpowiedzUsuńMiło było się spotkać. Do zobaczenia.
Laura bardzo miło było :) Dziękuję i do następnego razu :)
Usuńo? widzę, że mój wczorajszy wpis zginął w czeluściach blogosfery :)) a pisałam, że podziwiam Cię za ręczne wyrabianie, ja nigdy nie mam do tego cierpliwości. piękny chleb!
OdpowiedzUsuńAniu czasem dziwne rzeczy dzieją się tu z tymi komentarzami, ale najczęściej jest tak że niesłusznie lądują w skrzynce ze spamem i dopiero jak się zorientuję to przerzucam je do publikacji. Pierwszego Twojego komentarza niestety tam nie znalazłam, no cóż widać Blogspot czy blogger akurat nie domagał :))
UsuńDziękuję Aniu za miłe słowa :) lubię bardzo wyrabiać ciasto, odpręża mnie to, czasem nawet się przy tym zamyślam, snuję plany, marzę, wspominam :))
Dziękuję za wspólny wypiek, do następnego razu :)
Dziury, ach te dziury...smakowite!
OdpowiedzUsuńMiło było znów spotkać się przy wyrabianiu chleba:)
Do następnego!
Magda, dziury, pustka po prostu, czyli takie niby nic. Słowo które raczej ma wydźwięk negatywny, a w chlebie jednak cieszą :))
UsuńBardzo miło było, do następnego spotkania :)
Powtórzę za Konwaliami "ach te dziury" ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za wspólną akcję piekarniczą :)
Basiu i ja dziękuję :) Takich dziur się nie spodziewałam w tym odgazowywanym cieście, a jednak wyszły :))
UsuńI ja dziękuję bardzo.
Gosiu , nie dość ,że bochen piękny , to nacięty tak artystycznie ,a wnętrze wzorcowe
OdpowiedzUsuńAlu nacięcia żyletkami dają chyba taki efekt. Pewna nie jestem, ale nożem tak mi nie wychodziło :)
Usuńjak pięknie dziurawy!!!! bardzo smaczny chlebek przypadł mi do smaku:)
OdpowiedzUsuńReniu i nam także bardzo posmakował :)
UsuńPiękny bochenek chleba :) niestety muszę jeszcze na mój zakwas poczekać ale gdy tylko będzie gotowy wiem co jako pierwsze upiekę :)
OdpowiedzUsuńMoni zdecydowanie ten chleb zasługuje na pierwszy wypiek. Jest rewelacyjny.
UsuńAle mi narobiłaś smaku tym chlebem. Z chęcią bym skosztowała :)
OdpowiedzUsuńKlaudia, wirtualnie się częstuj :) A może się skusisz by upiec?
UsuńPrzepiękny, istne arcydzieło:-), dziękuję za wspólny czas:-)
OdpowiedzUsuńOlimpia i ja dziękuję :) Do następnego spotkania :)
UsuńPięknie Ci ten chlebek wyszedł.
OdpowiedzUsuń